Jest to jedno z najważniejszych świąt w USA, jeśli nie najważniejsze dla wielu tutejszych mieszkańców. Amerykanie na melodię słowa "wdzięczność" rosną w oczach i przybierają dumne postawy, bo jest to jedno z TYCH amerykańskich słów, bez których ta kultura nie może istnieć. Znacie to pewnie z filmów - wielki indyk na środku ogromnego stołu, dookoła niego mnóstwo ludzi, rodzina i goście, same uśmiechy, jedna wielka impreza, każdy po kolei opowiada za co jest wdzięczny życiu. Ten dzień mija pod dyktando tak zwanego 3F - family, friends and food, albo jak kto woli - family, food and football 😉
Jako, że chętnie poznajemy amerykańską historię postanowiliśmy przyjrzeć się faktom historycznym z dwóch obozów opowieści - od strony nowo przybyłej kolonii, a także od strony Indian, którzy przyjęli obcych przybyszów na swoje tereny i pomogli im przetrwać trudne początki. Okazuje się, że nie wszyscy w ten dzień świętują.
Ale o tym zaraz.
CZYM JEST THANKSGIVING DLA AMERYKANÓW?
Ogólnie idea Dnia Dziękczynienia jest przednia i naprawdę w porządku. Obecny format tego święta ma niewiele wspólnego z dawnymi czasami, dziś chodzi bardziej o wzmacnianie więzi rodzinnych i uświadomienie sobie, że życie jest fajne. Tego dnia Amerykanie wyjeżdżają z wielkich miast i odwiedzają rodzinne strony, spędzają czas z najbliższymi dziękując za wszelkie dobrodziejstwa swego życia. Jest to czas celebracji w gronie najbliższych osób przy szeroko zastawionym stole. W pracy słyszeliśmy tysiące razy "Happy Thanksgiving" a także podziękowania za współpracę w tym roku, za to że jesteśmy jednym teamem, że razem "siedzimy" w tej samej profesji itd. Każdy czuł obowiązek podziękowania chociażby za jedną rzecz związaną z pracą. Amerykanie lubią pozytywnie się nakręcać, lubią sobie nawzajem mówić, że jest dobrze, że mają za co dziękować, że mają dla kogo iść przez życie z podniesioną głową. Fenomen święta polega na tym, że nie jest ono ściśle powiązane z żadną religią, przez co jest dość neutralne dla wszystkich. I tak na przykład poznaliśmy muzułmanów, którzy z racji na dzieci (urodzone już de facto w USA) obchodzą to święto bez poczucia grzechu wobec własnych przekonań. Nie ma w tym żadnej polityki, negatywnej propagandy, jest to po prostu całkiem miły dzień w najlepszym towarzystwie i przy najpyszniejszych potrawach. Podsumowując, jest to takie święto, które potrafi zauroczyć swoją ideą.
Wizytówką Święta Dziękczynienia jest oczywiście indyk, ogromny, pieczony w całości, polany sosem żurawinowym. Szacuje się, że tego dnia na stołach w USA ląduje około 46 milionów indyków 🙂 Oprócz tego na stole dziękczynnym znajdą się między innymi ziemniaki, potrawy z dyni, szarlotka, dania z batatów, kukurydza i jeszcze wiele innych przysmaków. Stoły niemal pękają pod ciężarem strawy, jaką przygotowuje się z tej okazji. Jest tylko jeden dzień w roku kiedy Amerykanie spożywają więcej jedzenia niż w Thanksgiving. Jeśli myślicie że to Boże Narodzenie, to nie, jest to finał futbolowego SuperBowl 🙂 Wystawność wiąże się ściśle z początkami amerykańskich kolonii - pierwsi osadnicy umierali z głodu i choroby, więc kiedy plony zaczęły wreszcie dostarczać pożywienia to w ramach tradycji postanowiono cieszyć się corocznymi zbiorami. Ci którzy przeżyli najgorsze czasy przypominali sobie, że chociaż wielu nie doczekało tego momentu, to jednak część tych ludzi przetrwała i dała nowe możliwości kolejnym pokoleniom. Przetrwali też dzięki pomocy Indian, z którymi następnie biesiadowali długo i szczęśliwie... Tak przynajmniej brzmi historia, której uczą w szkołach amerykańskich i którą Amerykanie uważają za prawdziwą.
Spójrzmy zatem co mówią różne źródła...
LEGENDA O POCZĄTKACH AMERYKI
Oficjalnie twierdzi się, że pierwsze obchody Święta Dziękczynienia odbyły się w 1621 roku w kolonii Plymouth, czyli jednej z pierwszych udanych grup osadniczych w Ameryce Północnej. Pomimo nowych faktów wskazujących na wcześniejsze pochodzenie tej tradycji Amerykanie twardo trzymają się swojej wersji. Historia ma się następująco - legendarny statek "Mayflower", którym płynęła tzw. "pielgrzymka" z Europy do Ameryki Północnej zacumował u wybrzeży USA w grudniu 1620 roku. Pierwszym przystankiem był półwysep Cape Cod w okolicach dzisiejszego Provincetown, gdzie pielgrzymi naprawili szalupę i przeczesali okoliczne tereny w poszukiwaniu jedzenia. Podczas eksploracji miejsca natrafiono na ślady Indian a także na ich zapasy żywności, które przy okazji plądrowano. Tubylcy początkowo unikali spotkania z nowo przybyłymi, ale wkrótce doszło między grupami do starcia. W związku z narastającym napięciem stwierdzono, że Provincetown nie nadaje się na osiedlenie, po czym 15 grudnia 1620 roku podniesiono kotwicę i "Mayflower" popłynął dalej. Kiepska pogoda spowodowała, że po pięciu dniach żeglugi postanowiono zejść na ląd i zbudować osadę, żeby przetrwać niesprzyjający okres. Było to w okolicach obecnej miejscowości Plymouth w Massachusetts. Niestety nie była to najlepsza pora na osiedlanie się na nieznanym terenie, ponieważ w Nowej Anglii nastała mroźna zima. Z powodu niesprzyjającej pogody, a także z powodu osłabienia, chorób i niedożywienia zmarło ponad 50 osób ze 102 (lub 104, są tu pewne nieścisłości) osobowej załogi, która ruszyła statkiem w rejs po nowe życie.
Po tragicznym okresie przyszedł zaskakujący zwrot akcji. 16 marca 1621 roku miało miejsce historyczne wydarzenie - do osady pielgrzymów przybył Indianin o imieniu Samoset, który przywitał osadników łamanym, ale angielskim HELLO ENGLISHMEN! Język podłapał podczas rozmów z angielskimi rybakami, którzy pływali brzegiem Ameryki. Wizyta w osadzie pielgrzymów odbyła się na prośbę wodza lokalnego plemienia Wampanoag, który zamierzał zawrzeć sojusz z gośćmi. Wśród Indian był jeszcze jeden mężczyzna o imieniu Squanto, który znał angielski z racji faktu, że został zabrany do Europy jako niewolnik, a następnie służył za przewodnika w ekspedycji Thomasa Dermera, z którymi wspomniane plemię stoczyło bitwę kilka lat wcześniej. Na decyzję Indian o próbie dogadania się wpłynęły dwa fakty - pomiędzy 1616 a 1618 rokiem na ich terenach panowała fatalna w skutkach epidemia, która zdziesiątkowała populację, przez co stali się oni łatwym celem dla rywalizujących plemion z okolicy. Tydzień po pierwszym kontakcie wódz plemienia wraz ze sporym orszakiem udał się do osady i zawarto oficjalne porozumienie. Tubylcy nauczyli pielgrzymów jak uprawiać ziemię, jak łowić ryby oraz jak zabezpieczyć się przed kolejną, ostrą zimą. Dzięki temu kolonia zdołała przetrwać i zaczęła rosnąć.
Po udanej próbie kolonizacji w okolice Nowej Anglii przybywały kolejne statki i tworzyły się kolejne osady. Dynamiczny rozwój kolonii zaczął spotykać się z oporem okolicznych plemion, których tereny były coraz śmielej grabione i przejmowane. Obronna postawa Indian wzbudziła w osadnikach niepokój, aż w końcu stwierdzili oni, że dalszy rozwój kolonii jest w zagrożony przez rosnące pretensje tubylców. Wydarzenia te zmusiły nowe osady do zawiązania konfederacji o nazwie "United Colonies of New England". Na tej podstawie stworzono coś na obraz pseudo armii, która miała bronić wszystkich terenów w razie niebezpieczeństwa. Jak zapewne można się domyślić, pogłębiało to tylko otwarty kryzys i wykorzystywano to jako pretekst do dalszej ekspansji. O tym nie będę się rozpisywał tutaj, ale tak mniej więcej wyglądały czasy, które uważa się za początek tradycji dziękczynienia. Dodam jedynie, że problem eskalował w późniejszych latach i historia przestała być tak kolorowa...
PO DRUGIEJ STRONIE HISTORII
Nastrój ma się zgoła odmiennie wśród ludności Indiańskiej, dla których Święto Dziękczynienia jest w pewnym sensie dniem żałoby. Indianie uważają, że przybyli w 1620 roku do USA pielgrzymi byli podstępni i wykorzystali dobre zamiary lokalnej ludności, a tak naprawdę od początku mieli złe zamiary. Bez pomocy Indian osadnicy nie przeżyliby kolejnych miesięcy, a kiedy nauczyli się uprawy i życia w nowym miejscu przestali być wdzięczni za pomoc, a zaczęli być bardziej chciwi. Dumni i podekscytowani sukcesem pragnęli kolejnych ziem, które zdobywali głównie przemocą i bez względu na protesty lokalnej ludności. Indian uważano za prymitywny naród, który nie ma prawa dzielić terenów z cywilizowanym światem. Nie owijając w bawełnę postanowiono najpierw pozbawić ich ziem, a potem pozbyć się również ich. W ten właśnie sposób kolonie rosły w siłę i przesuwały się w głąb lądu, dziesiątkując rdzennych mieszkańców, którzy stanęli im na drodze z własnej lub nie z własnej woli. Podobno w niektórych indiańskich wioskach dochodziło do prawdziwych rzezi. Tego Amerykanie nie uwzględniają w oficjalnych opowieściach i raczej niechętnie wypowiadają się w tej kwestii. Historia wspólnych biesiad dziękczynnych Indian i Anglików nie ma nawet 200 lat, nie odnosi się stricte do faktów historycznych i co najciekawsze - właśnie tej "edytowanej" wersji uczy się jej w szkołach. Sami byliśmy świadkami podczas jednej z wizyt w kościele Baptystów - historia, którą opowiedziano nam na temat Dnia Dziękczynienia sprawiła, że pomyśleliśmy o tym święcie w samych pozytywach. Opowieść była piękna, ale... to tylko opowieść, według której wspólne biesiady obu światów trwały długie lata i nie ma mowy o konfliktach. No cóż, nie ma się co dziwić, że dla Amerykanów to cierpki temat, bo staje on w totalnej opozycji do wartości jakie pragną szerzyć światu i jak chcą być przez ten świat postrzegani. Niektóre źródła podają, że pierwsze Święto Dziękczynienia z nazwy ogłosił w 1637 roku gubernator kolonii z Massachussets, upamiętniając w ten sposób makabryczne wydarzenie, podczas którego dokonano masowego mordu na plemieniu Pekotów. Późną nocą otoczono ich wioskę, zabarykadowano drogi ucieczki, podpalono teren i urządzono rzeź, zabijając i paląc żywcem osadników. Aby upamiętnić ten niechlubny wyczyn gubernator ogłosił następnego dnia tzw. "Day of Thanksgiving", dzień zwycięstwa i dzień "chwały" nowej cywilizacji, która od tamtej pory miała opanować cały nowy świat. Warto tylko wspomnieć, że pretekstem było zabójstwo jednego z angielskich handlarzy, którego inwentarz prawdopodobnie częściowo znaleziono pośród Indian.
BĄDŹMY WDZIĘCZNI ZA TO CO MAMY
Nie zamierzamy oceniać powyższego, bo uważamy, że w obecnych czasach Dzień Dziękczynienia niesie za sobą dobre przesłanie. Poza tym prawda o historii leży pewnie gdzieś po środku. Ale nieco zdumiewa nas fakt, że Amerykanie pomijają ciemną stronę tej historii, mimo iż w pewnym sensie otwarcie się do tego przyznają (weźmy np. pod uwagę ulgi i prawa jakie obecnie przyznaje się potomkom indiańskich plemion). Historii nie da się zmienić, a nawet nie powinno się tego robić. Powyższy tekst nie jest naszą prywatną oceną tylko przeglądem historycznych faktów i materiałów na ten temat. Osobiście twierdzimy, że w każdym kraju mogłoby istnieć podobne święto, ponieważ niesie ono wiele dobrego przesłania, ale też myślimy, że historię warto zgłębiać, warto się uświadamiać, żeby wiedzieć o życiu i społecznościach nieco więcej, a przynajmniej oglądać pełniejszy obraz 🙂
Comments