My Polacy w większości potrafimy dbać o swoje finanse i prowadzić rzetelną księgowość domową. Skrupulatnie rozliczamy wszystkie przychody i koszty, śledzimy trendy, szukamy usprawnień, ulepszeń, żeby na koniec miesiąca było trochę więcej grosza. Często przy piwku czy pizzy śmiejemy się, że amerykańskie portfele są kolorowe jak paczuszka Skittles, bo więcej jest tam kart kredytowych niż banknotów. Wszystko rzeczywiście wygląda jak szaleństwo, ale wina nie leży tylko po stronie rozrzutności Amerykanów, chociaż jest to de facto jeden z głównych powodów. Innym problemem jest ... system finansowy jaki tutaj panuje.
ILE JESTEM DLA CIEBIE WART?
Wiecie czym jest credit scoring. Idziecie do banku po kredycik i specjaliści dokładnie badają Twoje możliwości finansowe żeby oszacować ile pieniędzy można Wam pożyczyć żeby zbytnio nie ryzykować. A wyobrażacie sobie, że ten sam scoring mógłby decydować czy możecie wynająć konkretne mieszkanie, wziąć konkretny samochód, dostać preferencyjne warunki ubezpieczenia czy nie składać depozytów zabezpieczających za dom, prąd, internet i wszystko inne. Mówiąc krótko, co by było gdyby całe Twoje życie zależało w pewnym stopniu od zdolności kredytowej?
Tak mniej więcej wyglądają realia w USA. Kiedy przylecieliśmy tutaj dwa lata temu nie istnieliśmy dla tutejszego systemu bankowego, byliśmy zupełnie obcymi ludźmi bez żadnej historii, jakbyśmy dopiero co się urodzili. Efektem tego były ogromne koszty, jakie ponosiliśmy na początku mieszkania w NC. Za każdą pierdołę jak wspomniany prąd czy internet wołano od nas tzw. Security Deposit, ponieważ nikt nie był pewny czy jesteśmy w stanie spłacać swoje zobowiązania w czasie. Nasza historia kredytowa rosła prawie rok czasu zanim mogliśmy uwolnić większość zatrzymanych przez różne instytucje pieniędzy. Teraz jest oczywiście łatwiej, ale nadal nasze możliwości spoczywają w rękach magicznej liczby, którą banki odświeżają co miesiąc w oparciu o nasze finansowe wojaże.
DZIEŃ DOBRY, CHCIAŁEM ZROBIĆ SCORING
No to lecimy. Pierwszym i najważniejszym punktem, jaki trzeba odhaczyć po przylocie do USA jest ... karta kredytowa. Na jej podstawie i zestawieniu kosztów ze spłatami rośnie nasz credit scoring. Im więcej obrotu pieniądzem w ramach karty tym większe szanse na przyzwoity wynik. Pierwsze liczby pojawiają się od 6 do 9 miesięcy po otwarciu "kredytówki". Ważne jest również to jak operujesz kartą i czy rozsądnie zarządzasz pieniędzmi. O co chodzi? Otóż dla przykładu powiedziano nam w banku, że karta kredytowa powinna być obciążana na kwotę około 30% całkowitego limitu, a potem od razu spłacana. Taki sposób obracania pieniędzmi system bankowy traktuje jako "dobre zarządzanie" kasą. No cóż...
Jeszcze jedna kwestia. Credit scoring jest jak PESEL, każdy ma swój osobisty. Co to oznacza? Nawet jeżeli otwieracie konto wspólne, bierzecie kartę kredytową z duplikatem na którym widnieje nazwisko Waszej drugiej połówki, historia kredytowa nie będzie się liczyć dla dwojga. Co zrobić, żeby jednak się liczyła? Hehe, otworzyć drugą kartę kredytową :) Z jednej strony ma to jakiś sens, bo np w przypadku kiedy macie nierozsądnego partnera, który zaciąga kredyty i nie spłaca zobowiązań to w pewnym momencie taka osoba jest kompletnie zablokowana i nic nie może zrobić. Z drugiej strony dzielenie tego scoringu na osoby jest absurdalne właśnie w przypadku małżeństwa. Dla przykładu, żeby zbudować swoją historię kredytową zaraz po przylocie otworzyliśmy kartę kredytową i zamówiliśmy dwie kopie dla siebie, żeby każdy miał w portfelu i mógł płacić. Po niecałym roku kiedy odwiedziliśmy bank i pytaliśmy jakie są nasze możliwości finansowe na ten moment odpowiedziano tak:
"Nooo Panie Łukaszu, Pana zdolność jest świetna. Pani, Pani Pamelo, nie ma żadnej zdolności..."
WTF? No właśnie, okazało się, że karta była otwarta na mnie i wszystkie transakcje, niezależnie od tego czy wykonane moją kartą czy kartą Pam, szły na moje konto, bo ten konkretny produkt był przypisany do mojej osoby. No cóż, taka różnica w zdolności oznacza ewentualne kłopoty jeżeli zajdzie potrzeba wzięcia większej kwoty, więc Pam musiała otworzyć własną kartę kredytową, którą teraz wszędzie płaci i buduje swój własny credit scoring... Warto o tym pamiętać.
CIEKAWOSTKA - kiedy przylatujecie do USA i otwieracie kartę kredytową, w większości banków jesteście zmuszeni do wpłacenia własnych środków na kartę na okres do 9 miesięcy albo i dłużej. Mówiąc prościej , ile przelejecie na kartę kredytową, tyle będziecie mieli limitu. Jak już system wygeneruje Wam scoring to zgodnie z nim bank zwiększa limit dodając swoje środki i możecie wypłacić to co przelaliście na początku. Tak właśnie udowadniacie tutaj, że potraficie dbać o finanse, pokazując to na własnych pieniądzach, nie bankowych. Sprytne :)
WZIĄŁEŚ KARTĘ TO JĄ TERAZ TRZYMAJ
Przechodzimy do absurdu głównego całej historii. Oczywiście nie ma żadnych krętackich reguł jeżeli chodzi o kartę kredytową, możecie ją założyć i anulować jak i kiedy chcecie. Ale jest pewien szkopuł. Każda operacja zamknięcia karty kredytowej wpływa dość wyraźnie na Wasz credit scoring! Tak, jeżeli zamkniecie kartę kredytową to Wasz piękny numer, od którego zależy Wasze życie, poleci na łeb i będziecie musieli przez jakiś czas mocno działać zanim znowu wróci do swojego stanu sprzed zamknięcia. A jeśli jesteście ledwo nad kreską i bank z głośnym sapnięciem przyznaje Wam pieniądze, to pomyślcie co się stanie po zamknięciu konta kredytowego...
Rozumiecie powoli do czego dążę?
Dziesiątki kart w portfelach Amerykanów to nie tylko błędne koło spłacania jednej karty drugą kartą, bo konsumpcja wymyka się spod kontroli. To też kwestia tego, czy w ogóle będą oni mieli jakikolwiek dostęp do ewentualnych środków w postaci kredytów czy pożyczek. I Amerykanie wolą raczej trzymać scoring na swoim poziomie niż ryzykować mocny spadek, kiedy życie toczy się "od pierwszego do pierwszego". I nie są to tylko przypadki ludzi zadłużonych po uszy przez nadmierną konsumpcję. Opowiadaliśmy Wam już, że koszt jednego dnia pobytu w szpitalu może wynieść nawet 3,500$ (jeżeli jsteście ciekawi, zapraszamy na nasze dwa poprzednie wpisu - tutaj i tutaj). Nigdy nie wiemy co przyniesie przyszłość i życie, zdarzyć się może, że będzie potrzeba zaciągnięcia pożyczki na spłatę rachunku szpitalnego, więc lepiej mieć możliwości. A co jeśli możliwości nie ma? Zabiorą Ci samochód, dom, cokolwiek wartościowego, żeby pokryć długi. A Tobie pozostanie wziąć flamaster, kawałek kartonu i napisać zwięzłe zdanie, że przez losową sytuację jesteś teraz bezdomny i potrzebujesz chociaż parę dolców na chleb. Dlatego też Amerykanie wolą trzymać te 10 kart otwartych i płacić nimi na zmianę niż zamykać konto i pchać się pod gilotynę. Smutne, ale prawdziwe.
To tyle na dzisiaj. Jeżeli macie własne zdanie, opinie, chcielibyście coś dodać, podzielić się swoją historią i doświadczeniami, piszcie komentarze, z przyjemnością je poczytamy i porozmawiamy z Wami :)
コメント