top of page

Serce i dusza USA. Jaka jest moja prawdziwa Ameryka?

  • Zdjęcie autora: ZOLA
    ZOLA
  • 6 dni temu
  • 6 minut(y) czytania
statua wolności nowy jork

Podczas przeglądania wszelakich treści w miniony weekend, do mojej skrzynki trafił felieton Tomasza Lisa, zatytułowany "Pożegnanie z Ameryką". Z racji tego, że sam tytuł mocno sugerował orientację treści na realia amerykańskie, skusiłem się żeby go przeczytać. Po lekturze poczułem, że pojawiła się w mojej głowie ogromna chęć - czy nawet konieczność - podzielenia się własną opinią na poruszony temat, mianowicie czym jest/była prawdziwa Ameryka i czy rzeczywiście jej już nie ma.


Pan Tomasz swoje przekonanie o Ameryce przedstawia w następujący sposób:


Moja miłość do Ameryki zaczęła się od, nomen omen, "Love Story". Najpierw od książki, a potem dołożył się film. [...] I to była moja ukochana Ameryka: przystojni chłopcy z Harvardu grający w hokeja albo uprawiający wioślarstwo i piękne dziewczyny studiujące na Radcliffe, a przynajmniej na Wellesley. Świat, przyznaję, białych i bogatych, chodzących na najlepsze bluszczowe uniwersytety, kochających sport, Bacha, Beethovena, czytających filozofów i piękną literaturę. Ludzie mojej Ameryki mieszkali koło Central Parku w Nowym Jorku, w Beacon Hill w Bostonie, a Waszyngtonie koniecznie w Georgetown. W Bostonie chodzili na koncerty orkiestry pod batutą Seiji Ozawy, a Nowym Jorku do Carnegie Hall na koncerty Bernsteina i Toscaniniego. Kibicowali Knicksom i Boston Celtic, sami grali w futbol, a w lecie pływali na żaglówkach.

Pan redaktor dalej w swoim felietonie żegna się z Ameryką, która w jego mniemaniu nie odzwierciedla już wspomnianych wyżej wartości. Jest mowa o tym, że teraz krajem rządzą chamy, cwaniaki i pazerni wyzyskiwacze. Ameryka miała zmienić się nie do poznania i na dobre utracić te piękne wartości. Ta cała wizja ujęta w cytacie została niejako przelana na ogólne przeświadczenie redaktora o tym, czym jest - a raczej była - ta prawdziwa Ameryka, po której nie ma śladu i po której pozostała już tylko głęboka tęsknota.


flaga USA flaga Stanów Zjednoczonych
Quo vadis, Ameryko?

Myślę, że z szanownym panem Lisem mogę zgodzić się w jednej kwestii - dzisiejsza Ameryka nie jest taka sama jak kiedyś. Mam wrażenie, że wiele rzeczy przeminęło bezpowrotnie i często w myślach pojawia mi się myśl, że tak szczerze to spóźniłem się ze swoim wyjazdem do Stanów. Ale to by było chyba na tyle.


Odnoszę wrażenie, że autorowi tekstu mogły pomieszać się kraje, ponieważ cały ten elokwentny świat widziałbym prędzej prosperujący na porządku dziennym na salonach brytyjskiego imperium, aniżeli w amerykańskiej rzeczywistości. Pan redaktor wzdycha do scen przedstawiających życie amerykańskich elit, przypisując im miano tej właściwej Ameryki - takiej jaką znają wszyscy. Wydaje mi się jednak, że ten obraz ma naprawdę niewiele wspólnego z tym czym jest prawdziwa Ameryka i jak sami Amerykanie postrzegają swój kraj. To nie są cechy charakterystyczne tak zwanego "standard American". Ten prestiżowy obraz to zaledwie urywek amerykańskiej rzeczywistości, który raczej daleki jest od głównego nurtu.


Prawdziwa Ameryka to nie Ci wspominani w felietonie przystojni chłopcy z Harvardu - za dnia sunący kajakami po jeziorze w budzącej podziw synchronizacji wioseł, a wieczorami praktykujący ubogacenie duchowe w postaci wizyty w filharmonii czy operze. To nie są ludzie, którzy przy stole stosują wszelkie zasady savoir vivre, poprawiając swoje doskonale skrojone garnitury czy sweterki w serek, rozmawiając przy tym o rzeczach nietuzinkowych i elokwentnych. Jakoś mi to nie pasuje do tego, czego przez lata zdołałem dowiedzieć się o USA.



High Life, made in USA


amerykańska restauracja
Świecący neon, fast food, późny wieczór, hałas i zgiełk - klasyczny amerykański diner z lat 70tych i 80tych
koncert w USA
Koncerty na żywo były ogromnie popularne na przełomie lat 70-80tych. Ustanowiły one zupełnie nowe standardy masowych imprez.

Amerykanie - zamiast w teatrach - spotykali się wieczorami w sieciówkach z fast foodami, parkowali warczące wściekle "amerykańskie mięśnie", zamawiali porcję frytek, burgera i colę, które następnie konsumowali na maskach swoich Fordów, Chevroletów czy Dodge'ów. Oblizywali oni tłuste od jedzenia palce i rozmawiali o bieżących wydarzeniach w popkulturze - locie Michaela Jordana podczas wieczoru All-Star, o kolejnym rekordzie Wayne'a Gretzky'ego, który dominował ligę NHL czy też o nokautach Muhammada Aliego czy też później "Żelaznego Mike'a" Tysona, którzy szturmem zdobywali mistrzostwa bokserskiej wagi ciężkiej. Z radia w samochodach dudniły hity, którymi zachwycał się cały świat - od Metallica czy Guns'N'Roses, przez Bruce'a Springsteena, Steviego Wondera po Whitney Houston, Tinę Turner czy Michaela Jacksona. Na próżno było szukać tam dźwięków z operowych sal czy monologów recytowanych na teatralnych deskach. Daleko od miasta rządziła muzyka country, kowbojskie buty i kapelusze Stetson. W lokalnych, zadymionych od papierosów barach śpiewano utwory o wiecznej miłości, ciężkiej pracy, whiskey z Tennessee, umiłowaniu do kraju i ciężarówek pick-up, służbie w wojsku, wierze w Boga i trudach codziennego, prostego życia na farmie czy ranczo. Na drewnianej podłodze, dudniącej od uderzeń ciężkich, roboczych butów, ustawieni w rzędach ludzie powtarzali synchroniczne ruchy, wykonując wspólnie line dance.



Elektryzujący wieczór w mieście


wayne gretzky
The Great One - Wayne Gretzky, legenda NHL
michael jordan podczas all star night
Slam Dunk Michaela Jordana, o którym mówił cały świat. To kultowe zdjęcie zapisało się na dobre w historii światowego sportu.
koncert metallica
Gitary, długie włosy, ogromna energia - kilkadziesiąt lat temu Metallica szturmem przejęła amerykańską popkulturę

Miejskie wieczory mijały za to na wizytach w kinach, w których można było podziwiać nowe hity z wytwórni filmowych. Wtedy wszyscy chcieli tańczyć jak John Travolta w Grease, mieć szacunek i pieniądze jak Ojciec Chrzestny, być odważni i inspirujący jak John Rambo czy Rocky Balboa, latać jak Top Gun, walczyć ze złem jak Rycerze Jedi w Gwiezdnych Wojnach czy wymierzać sprawiedliwość jak Batman, który w ukryciu czuwał nad bezpieczeństwem Gotham City. Widzów przerażał ogromny rekin w Szczękach, Obcy na statku kosmicznym Nostromo, przeklęty diabeł w Egzorcyście czy prehistoryczne bestie z Parku Jurajskiego. Serca biły jak opętane, a adrenalina uderzała do głowy. Ameryka nie miała czasu na bycie grzeczną bo wszystko tętniło życiem, działo się tu i teraz i było nie do nasycenia. Nie było chwili na kontemplowanie złożonych aspektów sztuki klasycznej, która stawała się nudna w zderzeniu z dziełami dużego ekranu, który dominował sektor rozrywkowy. Ameryka była emocjonalna i wiecznie głodna wrażeń. Gdziekolwiek człowiek nie spojrzał, Stany Zjednoczone były najlepsze, najnowsze, budzące zazdrość całego świata i każdy chciał się tym wszystkim nacieszyć. Kraj wolnych i odważnych, kraj czerpiących życie garściami.



grease john travolta
Grease - przez wielu uważany za musical wszechczasów.
park jurajski jurassic park
Park Jurajski stał się kultową pozycją kinową zaraz po swojej premierze.
film Rocky
Amerykanie tak bardzo pokochali historię Rocky'ego Balboa, że postać fikcyjna dorobiła się własnego pomnika, który stoi w Filadelfii

American Dream


Prawdziwi Amerykanie oglądali lądowanie na księżycu i krzyczeli "Hell Yeah!". Ta sama reakcja pojawiała się zawsze, kiedy nad stadionem futbolowym przelatywały samoloty amerykańskiej floty powietrznej czy na płycie boiska zieloną trawę zakrywała ogromna, biało-czerwono-niebieska flaga z gwiazdkami. Z dumą chwalono się Wielkim Kanionem, parkiem Yellowstone, Drogą 66, niezwyciężoną armią, nowinkami technologicznymi, produkcją kultowych samochodów czy wielkimi drapaczami chmur, które zdobiły centra miast. Amerykanie chodzili na koncerty legendarnych grup rock'n'rollowych, nosili kurtki i czapki swoich ulubionych klubów sportowych i wiązali schodzone, lekko brudne sneakery nad kostkę. Prawdziwi "jankesi" oglądali wyścigi NASCAR jakby to była religia, a finał Super Bowl jak święto narodowe. W obu sytuacjach zajadali się skrzydełkami z KFC, burgerami i hotdogami z McDonald's, popijając je zimnym Dr. Pepperem. Z dumą rozmawiali o rodeo, monster truckach, wrestlingu i Hollywood. Uwielbiali dyskutować o Amerykańskim Śnie - od zera do bohatera, od pucybuta do milionera - z pasją, która następnie napędzała ich osobiste cele i marzenia. Rzeczywistość była dla nich ekscytująca. Rozmawiali również o polityce, ale potrafili robić to w sposób cywilizowany tak, że sąsiedzki girll - na który schodziła się zwykle cała ulica - nie kończył się wielką awanturą. Społeczności w USA były silne i zjednoczone, ludzie dbali o siebie i łączyły ich wspólne wartości - chciało się żyć.


nfl superbowl
NFL SuperBowl i przelot amerykańskich myśliwców - America, hell yeah!
wyścigi nascar
NASCAR jest kultowym sportem w USA, do dzisiaj zrzesza miliony fanów, którzy śledzą poczynania swoich ulubionych kierowców


To jest prawdziwa Ameryka...


...i taka mnie właśnie zauroczyła. To dla niej zarywałem nocki, przeglądając setki materiałów, szukając nowych fascynacji. Chciałem tam być, chciałem być częścią tego świata, chciałem się tam sprawdzić. Ta Ameryka nie oferowała studiów opery czy muzyki klasycznej, nie było elokwencji, nie było grzeczności i kurtuazji. Był za to rock'n'roll i życie pełne atrakcji, może trochę bezczelności, ale również mnóstwo wiary w to, że wszystko jest możliwe.


Więc nie, nie zgadzam się że prawdziwa Ameryka czytała filozofów czy słuchała Bethoveena - chyba, że akurat remiksowali go Run DMC albo Beastie Boys. Ameryka nie mieściła się obok Central Parku czy w Beacon Hill - może zaledwie niewielki ułamek. Ameryka żyła na ulicach i woziła się w dużych grupach i w głośnych samochodach. Ameryka stanowiła wspólnotę zwykłych ludzi, którzy wierzyli, że można zdobywać szczyty i żyć jak gwiazdy rocka. Ameryka była pełna nadziei i przekonania, że "sky is the limit".


Mam zatem wrażenie, że pan redaktor wcale nie żegnał się ze Stanami Zjednoczonymi, bo nie o nich tak naprawdę pisał. To co zostało ujęte w tekście to jedynie tęsknota do jej pewnej wyidealizowanej części, która de facto nigdy nie była elementem amerykańskiego "core" i nigdy nie była mainstreamem. Bo Ameryka to nie jest jazda konno z gracją pod okiem surowego jury, a raczej palenie gum na parkingu i warkot kilkulitrowego silnika. Ameryka to nie jest śpiew czystym anielskim głosem, ale dźwięk gitar elektrycznych i głośny ryk z przepony. Ameryka to nie jest elegancki płaszcz i kaszkiet, lecz kurtka bomber i czapka z daszkiem New England Patriots. Ameryka była, jest i będzie symbolem rewolucji i przypomnieniem, że żyje się tu i teraz. Będzie niespokojna, kłótliwa i w gorącej wodzie kąpana. Wiecznie młoda, popełniająca błędy, ale przynajmniej czująca że żyje. F*ck yeah!



Komentarze


SUBSKRYPCJA

Wypełnij poniższą formę i bądź z nami na bieżąco!

AMERICAN STORIES
est 2018

  • X
  • Facebook
  • Instagram
bottom of page