Tegoroczne wybory prezydenckie w USA to nie tylko decyzja o tym kto zasiądzie w Białym Domu jako 47. prezydent kraju. W tym roku ciężar decyzji jest dużo większy ze względu na to, że Amerykanie wybierają również to, w którym kierunku podąży ich kraj i jaką przyjmie tożsamość. Na "arenie" stoją dwa zupełnie przeciwstawne światy, spolaryzowane punkty widzenia, przeciwstawne przekonania. Progresywizm i liberalizm kontra Konserwatyzm.
Od tych wyborów zależy również wiele więcej spraw niż tylko amerykańska tożsamość. Żyjemy w czasach ogromnych napięć międzynarodowych i odpowiedni charakter na fotelu prezydenckim może mieć ogromne znaczenie. Zobaczmy zatem przed jakimi wyborami stoją obywatele Stanów Zjednoczonych.
KIERUNEK PRZYSZŁOŚĆ - demokratyczna wizja USA
Hasła wyborcze Demokratów mówią wprost - chcemy Ameryki podążającej naprzód, a nie wstecz. Ma to być Ameryka, która się rozwija i transformuje, idzie z duchem czasu i ewoluuje wraz ze światem. Kraj, w którym - jak mówią politycy - "możesz być kim chcesz, kochać kogo chcesz, robić co chcesz". W myśl tych zasad nikt nie zostanie pozostawiony na pastwę losu czy zapomniany, wszyscy są wzięci pod uwagę w ogólnym równaniu. Wszyscy mają być równi, niezależnie od czynników społecznych, niezależnie od pozycji startowej i trudności w życiu. Bez strachu wobec zmian, nowych perspektyw czy niekonwencjonalnych poglądów.
Konkrety:
Partia Demokratyczna otwarcie popiera pomysł "defundowania policji". Według polityków tej strony zwiększona prezencja służb porządkowych na ulicach wcale nie przyczyni się do poprawy bezpieczeństwa w amerykańskich miastach. Pomysłem jest pozbawienie policji funduszy, które mają zostać zainwestowane w "trudne" okolice kraju. Demokraci żywią przekonanie, że w ten sposób można znacząco poprawić bezpieczeństwo w USA, jeżeli wszystkim będzie żyło się lepiej.
Kamala Harris jest wielkim zwolennikiem maksymalnej kontroli broni palnej w USA i zakazów sprzedaży. Podczas wspólnych 4 lat spędzonych w Białym Domu razem z Joe Bidenem wielokrotnie winiła broń za wszelkie nieszczęścia jakie działy się na terenie kraju. Podczas jednego z ostatnich wystąpień obiecała, że skonfiskuje broń w ciągu pierwszych 100 dni swojej prezydentury. Awersja do broni jest jednym z filarów przekazu Demokratów, którzy są zdeterminowani żeby "posprzątać ulice" i zminimalizować tzw "gun violence".
Motywem przewodnim wielu rozmów demokratycznych zwolenników jest walka z "rasizmem systemowym" i "białą supremacją". W lewicowych mediach często prowadzone są panele dyskusyjne winiące białą społeczność amerykańską za nieszczęścia i niską jakość życia mniejszości etnicznych, religijnych i innych. Zwracają oni uwagę na długą historię amerykańskiego rasizmu, który według nich nie został jeszcze usunięty ze struktur rządowych czy mentalności społecznej. Demokraci próbują przekonać swój elektorat, że niektórzy politycy wraz ze służbami porządkowymi "pastwią się" nad mniejszościami w USA, jednocześnie sugerując, że oni stoją na straży i walczą o sprawiedliwe traktowanie wszystkich Amerykanów.
Fundamentalnym punktem kampanii Demokratów jest również temat aborcji. Kamala Harris ostrzega swoich wyborców przed tym, że Donald Trump zamierza zakazać aborcji w całym kraju (co jest nieprawdą, ale o tym poniżej). Obiecuje również, że jeśli zostanie prezydentem to aborcja będzie legalna w całym kraju.
"Wszyscy znajdą się w tym samym miejscu". Wizja "demokratycznego i progresywnego państwa" zakłada, że w pewnym momencie w przyszłości wszyscy obywatele znajdą się w tym samym miejscu - nikt nie będzie miał ani mniej, ani więcej. Wierzą oni, że państwo może wspierać swoich obywateli i oferować im te same, sprawiedliwie warunki życia. Mówi się o sponsorowaniu domów, czy nawet gwarantowaniu stałych dochodów (jak chociażby w ramach "uniwersalnego przychodu", który miałby być wypłacany przez państwo). Co za tym idzie - żeby dotrzeć do tego punktu rząd musi "zabrać" trochę jednym i "dać" drugim. Stąd też pomysł na wysokie podatki dla bogatszych mieszkańców USA czy dla wielkich korporacji, a także masa programów socjalnych dla mniej zamożnej części obywateli. Jest to tłumaczone tym, że nie wszyscy zaczynają w tym samym miejscu i potrzebują więcej pomocy, żeby dotrzeć do tego samego standardu życia co inni.
Demokraci traktują zmiany klimatyczne śmiertelnie poważnie, nierzadko uważając je za największe zagrożenie dla ludzkości. Joe Biden wprowadził potężną, kosztowną i szeroko nakreśloną ustawę, w ramach której Stany Zjednoczone działałyby w kierunku redukcji śladu węglowego, przestawiania się na "zielone" źródła energii i stosowania rozwiązań, które zatrzymałyby zmiany klimatu i chroniły środowisko. W ramach ustawy przewidziano że w ciągu najbliższych kilku lat Amerykanie będą mogli kupować tylko i wyłącznie auta elektryczne i w zdecydowanej większości będą korzystać z energii słonecznej. Tematem debat są również hodowle bydła i zwierząt, klasyczne rolnictwo i inne sektory, które według nich przyczyniają się do pogarszania stanu planety ze względu na nadmierne wykorzystywanie zasobów czy produkcję szkodliwych dla środowiska odpadów. Demokraci aspirują do tego aby USA stały się przykładem dla innych jak powinno wyglądać państwo szczerze dbające o kondycję planety ziemi.
Kamala Harris wspominała niejeden raz, że USA nie mają żadnego kryzysu związanego z napływem nielegalnych imigrantów przez nieszczelne granice na południu kraju. W wywiadach podkreśla, że nie zamierza nikogo, kto przebywa na terenie USA, pozbawiać dostępu do takich rzeczy jak pomoc prawna, opieka zdrowotna czy dach nad głową i środki finansowe na życie - nawet jeśli pobyt takich osób odbywa się niezgodnie z prawem. W wielu pro-demokratycznych miastach budowane są specjalne strefy dla imigrantów, fundowane z podatków federalnych i stanowych, w stanie Nowy Jork przeznaczono niedawno spore sumy pieniędzy na karty pre-paid, dzięki którym imigranci mogą robić zakupy, a Kalifornia pracuje nad włączeniem imigrantów do programów opieki zdrowotnej. Demokraci blokują również budowę muru granicznego na południu, który powstrzymałby niekontrolowany napływ nieudokumentowanych imigrantów. Demokratyczna Ameryka ma pozostać otwarta na ludzi "szukających lepszego życia".
DEI to flagowa idea demokratów, w myśl której różnorodność jest siłą, wszyscy są równi i uwzględnieni w ten sam sposób w społeczeństwie. Wizja ta zmienia sposób postrzegania wielu spraw, w tym między innymi zatrudnienia w różnych instytucjach prywatnych czy państwowych, które nie opiera się już na wykształceniu, doświadczeniu czy umiejętnościach jako głównych faktorach ale raczej na "społecznej sprawiedliwości" tak, aby każda grupa społeczna była sprawiedliwie reprezentowana - mniejszości etniczne, społeczności mniejszościowe takie jak LGBT, kobiety w zdominowanych przez mężczyzn profesjach itd.
Pozostając przy temacie mniejszości - demokraci wielokrotnie nazywali swoich republikańskich przeciwników rasistami, seksistami czy homofobami. Kamala Harris jest otwartym zwolennikiem promowania praw mniejszości w USA, co pokazywała niejeden raz zapraszając wraz z Joe Bidenem różne grupy do Białego Domu. W demokratycznych stanach uchwalane są prawa, za którymi opowiadają się głównie mniejszości - nawet pomimo sprzeciwu pozostałych obywateli. Z tych, na temat których toczą się nieustanne dyskusję są m.in.:
- konieczność zatrudniania określonej ilości mniejszości w miejscach pracy,
- zaostrzenie przepisów i kar względem aktów rasizmu, homofobii czy religijnych prześladowań,
- programy "drugiej szansy" dla przestępców z czystymi kartotekami,
- możliwość zawierania legalnych małżeństw bez względu na orientację,
- możliwość adoptowania dzieci przez związki gejowskie czy trans,
- respektowanie afirmacji gender w miejscach publicznych i w pracy,
- fundowanie operacji zmiany płci (w tym również u dzieci),
- udział trans-kobiet (biologicznych mężczyzn) w damskich sportach,
- tworzenie "płciowo neutralnych toalet",
- promowanie "seksualnej eksploracji" wśród dzieci poprzez specyficzną literaturę,
Za forsowaniem takich zmian - nawet mimo sprzeciwu - przemawiać ma fakt, że społeczeństwo potrzebuje zrozumieć sytuację mniejszości w Stanach Zjednoczonych i rzekomy brak przywilejów, jakimi - również rzekomo - obdarowani są biali obywatele.
SILNE WARTOŚCI, KTÓRE ZBUDOWAŁY AMERYKĘ - republikański pomysł na USA
Republikanie głoszą wszem i wobec - uczyńmy Amerykę znów bezpieczną, uczyńmy Amerykę znów dumną i silną, uczyńmy Amerykę znów świetnie prosperującą, uczyńmy Amerykę znów szanowaną na całym świecie, finalnie - uczyńmy Amerykę znów wspaniałą. Nie spoglądają oni w stronę progresywnych wizji, a raczej kierują się z powrotem do fundamentalnych wartości, które zbudowały ten kraj - odwaga, silne więzy rodzinne, religijność, wspólnota i jedność, silny kapitalizm, wiara w "American Dream". Republikanie są przekonani, że Stany Zjednoczone są dzisiaj "zagubione" i potrzebują powrotu do korzeni.
Konkrety:
Głównym problemem Republikanów zdaje się być kryzys imigracyjny i graniczny. Trump nieustannie powtarza, że przez dziurawe granice kraju przedostają się miliony nielegalnych imigrantów - z więzień, z instytucji psychiatrycznych, terroryści z dalekich zakątków świata. Twierdzi on, że otwarte granice są powodem rosnącego problemu uzależnienia od śmiercionośnych narkotyków takich jak fentanyl. Wspomina również, że otwarta granica jest rajem dla grup prezstępczych handlujących ludźmi i zajmujących się innymi nielegalnymi aktywnościami na terenie USA. Celem Republikanów jest natychmiastowa deportacja nielegalnych imigrantów i ukończenie budowy muru po to aby zabezpieczyć kraj przed dalszym napływem nielegalnej ludności, zastopować szerzące się nielegalne aktywności czy walczyć z organizacjami przestępczymi i kartelami narkotykowymi.
Jednocześnie warto wspomnieć, że Republikanie nie są przeciwni imigracji w ogólnym kontekście - ważne dla nich jest żeby odbywała się ona w legalny sposób. Vivek Ramaswamy powiedział "nie możesz zaczynać życia w Stanach Zjednoczonych od łamania prawa, to nie jest w porządku", co odzwierciedla pozycję Republikanów w tym temacie. Jest to również niesprawiedliwe w stosunku do tych, którzy starają się o permanentny pobyt w Stanach korzystając z legalnego procesu, który nierzadko ciągnie się latami.
Aborcja. Republikanie dążą do tego aby zasady i prawa dotyczące aborcji były regulowane na poziomie stanowym, a nie federalnym. Trump powtarza, że nie zamierza całkowicie zakazywać aborcji i wierzy w zasadność wyjątków (takich jak gwałt, obawy o zdrowie matki czy przypadki kazirodztwa) ale zaznacza jednocześnie, że każdy stan powinien osobno decydować o tym jakie stosować podejście do tego tematu.
Kolejnym wielkim tematem Republikanów jest rozkręcenie gospodarki po kilku ciężkich latach spowodowanych pandemią. Miałyby temu pomóc ulgi podatkowe na wielu szczeblach - zarówno dla obywateli jak i przedsiębiorstw. Odnosi się to trochę do pomysłów zastosowanych po drugiej wojnie światowej (o których pisaliśmy tutaj) jak i do zmian, jakie proponował prezydent Ronald Reagan w latach 80tych - o czym wspomina sam Trump. Republikanie wierzą w kapitalizm i w to, że jest on gwarantem siły i dominacji USA nad innymi krajami. Im bardziej kręci się amerykańska gospodarka, tym lepiej żyje się obywatelom.
Republikanie wierzą też w siłę możliwości, negując jednocześnie nadmierne rozdawnictwo państwa. Uważają, że kraj powinien zapewnić obywatelom warunki do rozwoju i sukcesu, a nie uzależniać ich od państwowych "darowizn" sprawiając jednocześnie, że obywatele biednieją i stają się coraz bardziej zależni od państwowych programów socjalnych. Republikanie chcą aby Amerykanie zarabiali pieniądze i mogli je swobodnie wydawać. Według nich państwo powinno wydawać pieniądze tylko na istotne sprawy zamiast obiecywania ludziom "wszystkiego za darmo". Ponadprogramowe wydatki "socjalne" wskazywane są za główne powody rosnących kosztów życia i niekontrolowanej inflacji.
Republikanie nie wierzą w "defundowanie policji", wręcz przeciwnie - Trump wielokrotnie powtarza, że trzeba policję jeszcze bardziej wesprzeć finansowo. Zarzucają oni obecnej administracji fakt, że pozbawianie służb porządkowych środków doprowadziło do ogromnego wzrostu przemocy i przestępstw. Mówi się także, że negatywna narracja w stronę policji doprowadziła do tego, że w USA obserwuje się zwiększoną liczbę ataków na funkcjonariuszy. Republikanie obiecują, że jeżeli dojdą do władzy to nałożą surowe kary za ataki na służby porządkowe i przywrócą "mundurowym" należny szacunek.
Druga poprawka do Konstytucji USA jest świętością dla Republikanów - niezbywalne prawo do posiadania broni i możliwości obrony własnej. Twierdzą oni, że konfiskata broni czy zaostrzone reguły zakupu broni nie zwalczą przestępczości z jej użyciem. Za główny problem "przemocy z użyciem broni" uważają oni inne czynniki - głównie desperację ludzką i problemy psychiczne tych, którzy decydują się na strzelanie do innych ludzi. Republikanie twierdzą również, że zakaz sprzedaży broni i konfiskaty odbiją się negatywnie tylko i wyłącznie na przestrzegających prawo obywatelach i ułatwią życie przestępcom, którzy tak czy siak będą mieli dostęp do broni z nielegalnych źródeł, których na amerykańskich ulicach jest mnóstwo.
Republikanie nie zgadzają się z przekonaniem o istnieniu "rasizmu systemowego" i mówią wprost - nieważne kim jesteś, skąd jesteś, jaki jest kolor twojej skóry czy religijne przekonania - masz prawo żyć w USA tak jak każdy inny jeżeli będziesz przestrzegał prawa i nie będziesz stwarzał kłopotów. Zwracają oni uwagę na to, że przedstawiciele mniejszości zajmują mnóstwo ważnych pozycji - są majorami, gubernatorami, dyrektorami instytucji państwowych i wielkich firm, nawet mieli swojego prezydenta Baracka Obamę, a obecnie również wiceprezydent w osobie Kamali Harris. Wskazują na to, że wielu przedstawicieli mniejszości osiąga oszałamiające sukcesy w USA - sportowcy, aktorzy, artyści, celebryci itd. Nazywają oni wszelkie zarzuty - rasistowskie czy homofobiczne - wobec ich partii jako absurdalne. Są oni również przeciwni - jak to nazywają - "terrorowi mniejszości na większości" czyli innymi słowy forsowania przywilejów i praw mniejszości względem ogółu społeczeństwa.
Tutaj możemy od razu przejść płynnie do tematów mniejszości. Donald Trump powtarza na swoich wiecach, że usunie biologicznych mężczyzn z damskich sportów i z damskich toalet, że zlikwiduje narzucone na firmy i instytucje zasady DEI i przywróci tzw. "common sense", zdrowy rozsądek. Obiecuje, że ludzie będą zatrudniani na podstawie swojego doświadczenia i umiejętności, a nie na podstawie koloru skóry czy preferencji seksualnych dla samego faktu "zróżnicowania" miejsc pracy i zatrudnionej kadry. Tutaj mnóstwo argumentów daje mu ostatni zamach na jego życie z 13 lipca 2024 roku (o czym pisaliśmy tutaj), gdzie ochrona Secret Service popełniła mnóstwo kardynalnych błędów, za które obarcza się m.in. brak doświadczenia agentów, którzy rzekomo zostali zatrudnieni w oparciu o ideę DEI.
Republikanie nie wierzą w zagładę klimatyczną, a wszelkie starania obecnego rządu w tym temacie nazywają po prostu "oszustwem". Trump stwierdza jasno, że ustawa Joe Bidena narzucająca na firmy i ludzi agresywną agendę w tych kwestiach jest jednym z głównych powodów fatalnej sytuacji ekonomicznej i szalejącej inflacji. Nie może pogodzić się z tym, że wiele klasycznych źródeł energii w USA zostało wyłączonych z użytku, co spowodowało m.in. znaczny wzrost cen energii i kosztów operacyjnych amerykańskich przedsiębiorstw. Trump wskazuje na to, że nie ma sensu żeby Stany Zjednoczone stosowały tak radykalne praktyki w kwestii ochrony środowiska kiedy kraje takie jak Chiny czy Rosja planują budowę tysięcy nowych elektrowni węglowych i innych szkodliwych biznesów. Obiecuje, że jak zostanie prezydentem to USA znowu zaczną "wiercić" i wydobywać surowce na pełnych obrotach.
Odnośnie Chin i Rosji. JD Vance nie tak dawno powiedział, że priorytetem nowego rządu będzie pokaz siły wobec Chin i upewnienie się, że USA wypadną w tym pojedynku zwycięsko, odzyskując swój status supermocarstwa. Jednocześnie stwierdził on, że Rosja nie jest topowym priorytetem USA (chociaż nie ignorują tego całkowicie) i tak naprawdę Europa jest wystarczająco silna aby poradzić sobie z Rosją, nawet bez większej ingerencji Stanów Zjednoczonych.
Dwa inne światy, dwie różne idee. Amerykanie musza odpowiedzieć sobie na pytanie czy chcą Ameryki progresywnej i nadążającej za zmieniającym się światem czy może jednak Ameryki konserwatywnej, wyznającej silne i powszechnie szanowane wartości. Podczas poprzednich wyborów kraj był niemal równo podzielony pomiędzy dwoma wizjami, w tym roku zdaje się że polaryzacja posunęła się jeszcze dalej, generując mnóstwo napięć w amerykańskim społeczeństwie. Nowy prezydent będzie musiał także umiejętnie zapanować nad atmosferą w kraju, bo niezależnie od tego czy wygra Trump czy Harris, ktoś z nich przejmie mocno podzielone społeczeństwo które trzeba będzie doprowadzić do zgody.
Już wkrótce przekonamy się, co wybiorą Amerykanie. Wybory prezydenckie odbędą się 5 listopada.
Comentarios