Jest zupełnie zwyczajną, przesympatyczną osobą, a wydaje się, że powinna świecić na kilometr jakąś inną aurą, jakby była z innej planety. Pracuję z nią w tym samym biurze, mijam codziennie dziesiątki razy, rozmawiamy ze sobą bardzo często. Jest zwyczajna, jak każdy inny człowiek, kocha swoją rodzinę, doświadcza życia w pełni, dużo się uśmiecha, jest religijna i lubi pomagać. Ale jest w niej coś, co ją ukształtowało na resztę życia - przeżyła atak terrorystyczny 11 września 2001 roku.
Spotkanie osoby, która osobiście przeżyła ataki na Manhattanie to było dla mnie bardzo mocne przeżycie. Najbardziej szokowało mnie to, że znam tą osobę bardzo dobrze, a nigdy do tej pory nie pokazała po sobie choćby w minimalnym stopniu tego, że brała udział w tych tragicznych wydarzeniach. Moja bohaterka pracowała w południowej wieży World Trade Center, w tej która de facto zawaliła się jako pierwsza. Jej biuro mieściło się na 80 piętrze, a samolot wbił się gdzieś pomiędzy piętra 78. i 82, więc praktycznie w punkt, gdzie przez lata spędzała większość swojego życia. Podczas uderzenia w północną wieżę osoba o której piszę była w środku. Przez okna budynku widać było sypiący się gruz i fruwające papiery, a nieco wyżej kłębił się gęsty dym. Szok i niedowierzanie mieszały się z przerażeniem. W budynku przez radio płynęła informacja, że nie ma powodów do paniki, żeby wszyscy zostali na swoich miejscach, to był zwykły wypadek lotniczy, ale ona jak i część innych osób nie usłuchała i biegła schodami na dół. Chwilę później poczuła jak budynek w którym była zatrząsł się u podstaw i za oknem pofrunęły kolejne elementy konstrukcji. Przerażeni ludzi krzyczeli, że drugi biurowiec też oberwał. W tym momencie uświadomiono sobie, że to nie był zwykły wypadek. Kilkadziesiąt minut później wieża runęła, jej biuro przestało istnieć, a wielu współpracowników, z którymi przez lata witała się w biurze i spędzała czas, nie żyli. Jak po czymś takim powiedzieć sobie, że trzeba żyć dalej?
To był pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy zostałem tak mocno wybity z codziennego letargu. Wydaje nam się, że jesteśmy ogarnięci przez cały dzień i rejestrujemy wszystko dookoła, ale prawda jest taka, że działamy nawykowo i większość czasu spędzamy pracując zupełnie nieświadomie, robiąc zwykle to samo, na autopilocie. I tak żyjemy dopóki coś nas z tego letargu nie wyrwie w sposób wręcz szokujący. Kiedy usłyszałem tą informację to wcisnęło mnie w fotel, nagle wszystkie moje zmysły się spięły, tętno przyspieszyło, słyszałem jak krew przetacza mi się ciężko przez skronie. To było tak nieprawdziwe, że jak głupi spytałem czy na pewno powiedziała to co myślę, bo chyba się przesłyszałem. "Yes, I am 9/11 survivor". K*rwa, aż mnie zatkało. Nie wiesz co powiedzieć w takiej chwili, że co, to musiało być straszne? No jasne k*rwa , że to było straszne, nawet dla nas oglądających to w TV. To nie jest coś, o czym można łatwo zapomnieć. Ta osoba pamięta tamte chwile jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj i dopóki nie zaczęła czerpać siły z tej tragedii to przeżywała okropny czas w swoim życiu. Nie chodziło tylko o nią i o fakt, że spotkał ją taki dramat, chodziło też o rodziny przyjaciół i współpracowników, których znała i z którymi niejeden raz spędzała wolny czas, a których w przeciągu jednej chwili zabrakło na zawsze. Ten dzień nie był przecież niczym szczególnym, zwykły dzień pracy, nikt nie mógł spodziewać się, że od samego rana będą działy się takie sceny. Jeszcze długo spoglądałem na nią zszokowany zanim byłem w stanie się ogarnąć i wrócić do normalnej rozmowy.
Nie jestem wierzącą osobą, życie nauczyło mnie być realistą i polegać na faktach. "Ja też taka byłam", mówi. "Byłam typowym nowojorczykiem, typowym pracownikiem sektora finansowego. Wiesz, praca, praca, praca, wszystkie siły w karierę. Często zaniedbywałam bliskich, rodzinę, nie byłam matką jaką powinnam być, dzieci sukcesywnie odwracały się ode mnie. Ale ja myślałam, że robiłam dobrze, bo chciałam zapewnić im lepsze życie, tylko że one nie chciały matki, której wiecznie nie ma, wraca późno lub która non stop siedzi nad stertą papierów. Ale szło mi bardzo dobrze więc instynktownie brnęłam w pracę jeszcze bardziej. Kiedy jednak doszło do zamachu, po pewnym czasie coś we mnie pękło, a potem wszystko się zmieniło. Wtedy właśnie odnalazłam w sobie wiarę w Boga. Zrozumiałam, że to On dał mi kolejną szansę, bo ma na mnie plan i wciąż mam coś do zrobienia w tym życiu. Uświadomiłam sobie w końcu, że ta cała sytuacja nie powinna być ciężarem tylko siłą, która pozwala mi żyć tak jak tego pragnę, jak powinnam. Po tej tragedii przeprosiłam swoje dzieci i zaczęłam poświęcać im więcej czasu. Poprawiłam relacje z nimi i z mężem, stałam się obecna w życiu mojej rodziny. Zaczęłam doceniać najprostsze rzeczy i przede wszystkim to, że mogę poczuć powietrze w płucach, że wciąż oddycham, nadal żyję. Każdy dzień po 11 września jest dla mnie darem od Boga i tak też go traktuję, zawsze szukam powodów do bycia szczęśliwą. Staram się przeżywać życie w pełni, pośród ludzi których kocham i tym razem staram się robić to we właściwy sposób[...]".
Na koniec dodaje "To nie jest tak, że radzisz sobie z tym raz dwa albo poradzisz sobie z tym raz na zawsze. To już zawsze będzie w Tobie, kształtuje Cię na resztę Twojego życia, wraca od czasu do czasu jak bumerang. Nigdy nie przejdziesz obok tego obojętnie. Ale teraz wiem, że mogę wykorzystać to co mnie spotkało w dobrym celu. Jeżeli chociaż jedna osoba może skorzystać z moich doświadczeń i zmieni coś w swoim życiu na lepsze to wiesz co - myślę wtedy, że warto było to przeżyć. Tak, było warto."
Osoba z którą rozmawiałem otwarcie opowiada o tym co się działo 11 września 2001 na Manhattanie. Zostałem zaproszony na spotkanie któregoś pięknego weekendu, gdzie będę mógł usłyszeć wszystko co tylko chcę na temat wydarzeń z tamtego dnia. "Być może i Wy znajdziecie jakąś wartość w tym co mam do powiedzenia i chętnie się tym z Wami podzielę".
Być może będzie to dla mnie szczególne doświadczenie, chętnie się przekonam.
Comentários