top of page

Podatek od marzeń



W związku z faktem, że dużo do nas piszecie i wiele z tych wiadomości jest nasycona pozytywną zazdrością co do możliwości życia w USA chcieliśmy Wam przedstawić trochę prawdy o mieszkaniu na drugim końcu świata. Nie, to nie jest tak, że będziemy Was zniechęcać i mówić że jest fatalnie, bo kłamalibyśmy Wam w oczy, ale bez wątpienia istnieją pewne aspekty, które niełatwo zignorować, a które mogą zmienić Wasze podejście do tematu wylotu i życia w USA.


Wydaje nam się, że to jest dość częste zjawisko. Kiedy ktoś wyjeżdża za granicę to nieważne jak wygląda codzienność, ważne jest żeby pokazywać tylko te dobre strony i dawać światu złudzenie, że wszystko jest w porządku, szczególnie jeżeli mieszka się w USA. Ameryka Północna kojarzy nam się z pięknym światem pełnym marzeń i cudownych chwil, więc głupio byłoby tak narzekać i mówić, że jest źle. No bo jak jest źle to po co tam siedzieć? Oczywiście jest tutaj fajnie, my USA uwielbiamy, ale to nie znaczy, że troski zniknęły jak ręką odjął. To nie znaczy, że nie obowiązuje nas podatek od marzeń.




PO NOWE ŻYCIE



O ile wielu z nas chętnie rzuciłoby wszystko i zaczęło nowe życie w Stanach, tak pytanie brzmi - czy na pewno jesteście gotowi porzucić naprawdę wszystko? Przeprowadzając się tak daleko rezygnujecie praktycznie ze wszystkiego co do tej pory zbudowaliście. Oczywiście, żyjemy w czasach social media , skajpów i mesejndżerów, ale nic nie zastąpi piątkowego wieczoru przy piwie z najbliższymi czy weekend odpoczynku w rodzinnych stronach. I to nie jest Londyn czy Berlin gdzie w godzinkę jesteście w domu na weekend i zaraz wracacie.


Zaczynając życie w USA macie dosłownie czystą kartkę, jesteście zupełnie nowymi ludźmi i piszecie tutaj nową historię. Nikt Was tu nie zna, Wy nie znacie nikogo, nie znacie panujących tu zasad, przepisów, interakcji międzyludzkich, nie macie żadnej historii na tej ziemi, jesteście duchami, jak nowo narodzeni. O ile ta wizja brzmi zachęcająco dla zmęczonych i sfrustrowanych swoim dotychczasowym życiem, tak uwierzcie nam, że poznaliśmy ludzi, którzy nie byli w stanie przeskoczyć tego muru i postanowili wracać, bo pewnych spraw nie da się zastąpić.


Inną sprawą są też zupełnie inne zwyczaje ludzi. Nam to nie przeszkadza, my lubimy podejście Amerykanów i ich charakter, ale niektórzy są tym sfrustrowani. Wieczne użeranie się z mającymi zawsze czas jankesami, ich bezpośredniość i rozbrajająca szczerość czy prawie że bezczelność kiedy pytają po raz tysięczny "skąd jesteś bo nie stąd?", to coś do czego trzeba przywyknąć. Musisz lubić amerykański flow, wścibskość, potrzebę kontaktu żeby nie drażniło Cię codzienne życie. Jak to mówią, jeśli wejdziesz między wrony... Z daleka wydaje się, że jesteśmy tacy sami, ale to niesamowite jak bardzo różnimy się mentalnie po dwóch stronach globu.


No właśnie, przeprowadzając się w inne miejsce musisz mieć na uwadze, że teraz to będzie Twoja rzeczywistość. Mieszkanie w USA to nie tylko podróżowanie po kontynencie do tych lanserskich miast i kurortów, to także codzienne obowiązki i rutyna, której trzeba się poddać. Oczywiście wspaniale wiedzieć, że Nowy Jork to godzinka lotu, że Miami jest w zasięgu ręki itd., ale to tylko kilka momentów podczas długiego roku. W tygodniu życie niewiele różni się od tego co mieliśmy do tej pory - praca, zakupy, jedzenie, repeat. Różnica jest taka, że mamy zwykle piękną pogodę i mnóstwo zieleni dookoła. Ale czasami serio, zapominamy, że jesteśmy w USA.



GUBIĄC OSTROŚĆ



Tyle o nowym życiu, a co ze starym życiem? To chyba najcięższa partia do uniesienia. Chcąc nie chcąc tracisz bezpośredni kontakt ze swoim dotychczasowym życiem, przestajesz być tak bardzo w temacie, na bieżąco. Twoje ex-życie nadal się toczy, ale już bez Twojej obecności, przyjaciele mają swoje sprawy, swoje problemy, podejmują swoje decyzje, idą swoimi drogami. Często dowiadujesz się o zmianach przypadkiem, dawno po terminie. Myślisz sobie wtedy "no trochę ch*jowo że mam takie plecy", ale nic z tym nie zrobisz. Oczywiście silne relacje pozostają, bo przyjaciele zawsze będą przyjaciółmi, ale sama świadomość, że jakby żyje się trochę z boku potrafi czasem frustrować.


Pamiętacie jak śmialiście się, że Wasze dzieci będą miały najbardziej odjechanych wujków i ciocie na ziemi? A wujkowie i ciocie z Ameryki to dopiero będzie bomba. Otóż nie, bo Wasze wujkowanie i ciociowanie ogranicza się do sporadycznych video konferencji i odbierania zdjęć na komunikatorach. Dzieciaki rosną a Wy nie macie w zasadzie żadnego uczestnictwa w ich życiu. Wielokrotnie frustruje fakt, że dzieci kończą roczek, dwa latka, a Wy widzieliście je może 2 razy w ciągu tego czasu. Nie da się wracać co miesiąc do Polski bo po pierwsze to za drogie, a dwa nikt Wam tyle urlopu tutaj nie da. Podobno my jesteśmy szczęściarzami mając 15dni urlopu, niektóre firmy nie dają go wcale. Jest to część rzeczywistości, którą naprawdę ciężko czasami unieść. Coś za coś, chyba...


Jeszcze krótko o jednej kwestii, która co prawda nas nie dotyczy, ale czasami jako przyszli (mamy nadzieję) rodzice zastanawiamy się nad tym. Chodzi o wychowanie dziecka z daleka od rodziny, od babci, dziadków, wujków, ciotek itd. Jest to dwustronna mina, bo z jednej strony widzimy po znajomych, że mieć dziadków blisko to naprawdę spore udogodnienie, z drugiej strony myśląc o dziadkach, którzy widują wnuka raz na jakiś czas perspektywa też nie jest aż taka kolorowa. Wiadomo, wszyscy mamy swoje życie, swoje szczyty do zdobycia, ale nakłada to na barki pewną odpowiedzialność. Do tego dochodzi restrykcyjne prawo w USA, gdzie na urlopie macierzyńskim nie posiedzicie dwóch lat. Rodzice w USA zostawiają trzymiesięczne dzieciaki z opiekunkami i wracają do roboty, bo trzeba.


Serce vs rozum. Chciałoby się być czasem w domu, ale z drugiej strony, na zdrowy rozsądek, powrót to krok wstecz, przynajmniej na ten moment. Jakbyśmy mogli to wszystkich zabralibyśmy ze sobą za ocean, ale przecież wiemy, że nie każdy tak bardzo myśli o życiu w USA jak my, a Ameryka w opinii ma dwa skrajne oblicza. Ale pomarzyć można ;)



POST-REFLEKSJA


Jak pisaliśmy na początku, nie chodzi o zniechęcenie kogokolwiek do spełnienia marzenia o życiu w USA,bo te naprawdę istnieje - po prostu istnieją fakty o których powinno się mówić i które w pewien sposób mogą zmienić perspektywę. Nie jesteśmy fanami ani nie potrzebujemy pokazywać życia w USA tylko w superlatywach, oczywiście bycie tutaj ma swoje ogromne plusy, ale żeby być fair czujemy, że powinniśmy przedstawiać sytuację pod każdym aspektem. My cieszymy się z tego co mamy i z szansy, którą nam dano, jesteśmy dobrze nastawieni do Stanów i jakoby żyjemy swoim marzeniem, ale czasami sami śmiejemy się, że lepiej chyba przyjechać tu jako turysta i zobaczyć wszystko czego się pragnie w pakiecie niż układać sobie życie od nowa i uczyć się żyć na nowo. Ale to tylko przemyślenia, wieczorny flow, balansowanie faktów i oczywiście subiektywne spojrzenie. Może Wy czujecie inaczej ? :)



261 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page